Fajno było, ale się skończyło - nadejszla chwila podsumowań i wspominek.
Bladym świtem wsiadłem do Łasicy, która bez poślizgów dowiezła mnie do Wrocka, ale w drodze oczywiście nie mogło się obejść bez niespodzianki - miłej na szczęście. Ano, w pewnej chwili patrzę, a tu Ptaku idzie korytarzem - okazało się, że nie pojechał na urodziny do Warszawy i postanowił zrobić mi niespodziewajkę. Dobrze, że miałem jeszcze Perełkę, to przynajmniej o suchych pyskach nie jechaliśmy. Ptaku niestety bał się stygmatów i wysiadł w Zabrzu.
W Wrocku ekipka zebrała się szybko, sprawnie też poszło kupowanie biletów i hyc na peron, gdzie już podstawiał się kibelek do Wałbrzycha. Dobra nasza - chlewnia zdobyta! Kloze przygotował plan podróży dla każdego uczestnika i sygnował go okręgową pieczęcią, której kilka odbić trafiło też na sufit i ściany

W drodze jakiś kolejowy robotnik chwali się nam swoim radiem i nadziwić się nie morze, że nasłuch Andrzeja nie ma możliwości nadawania. Qpsztal rozpoczyna buszowanie po swoim plecaku -
Łukasz, czego szukasz? Po kilku chwilach udaje się znaleźć baterie do aparatu. Impreza powoli zaczyna się rozkręcać - mama Grześka bierze się za krzyżówki, a my za puszki

Wysiadamy w Wałbrzychu uśmiechnięci:

Na dworcu nic się nie zmieniło od zeszłorocznej wizyty PKP-Jazdy. Nadal jest cicho, pusto ale przede wszystkim czysto. Dziadek Klozetowy nadal dba o dworzec - na poczekalni tak intensywnie zapodaje jakimś kiblowym odświeżaczem, że wolimy ewakuować się przed budynek. Poczciwy Dziadek oczywiście wyłazi za nami, by zagadać i dopilnować porządku - dość szybko zainterweniował w sprawie qpsztalowego kiepa na ławce

Po upływie pół godziny ruszamy dalej na szlak:

Z okien dolnośląskiego szynotryba podziwiamy Wałbrzych:

A Jedlina zbliża się do nas śmigiem migiem. Qpsztal niestety nie zdąża na czas wyciągnąć aparatu, tak więc znów jesteśmy w posiadaniu fotek wagonów w mniej więcej takiej telefonowej jakości:

Jedziemy dalej. Nasz wodzirej Qpa zabawia cały czas towarzystwo - czemu?
Bo może! 
Ten tekst przyjmie się już na całą podróż.
W Kłodzku Głównym jesteśmy 3 minuty przed czasem - szybko więc wypadamy z szynobusa by przesiąść się na czecha i zdobyć w ten sposób w Mieście kilka dodatkowych minut. Ta pośpieszna przesiadka będzie miała swoje konsekwencje dla Qpsztala - na szczęście Prezes Okręgu Stu Mostów wszystkiego dopilnował jak trzeba.
W Kłodzku Mieści okazuje się, że nie ma chętnych na kupowanie dookrężnych biletów na TLKę - chcąc nie chcąc, przyjemność ta spada na moje i Klozego barki. Na szczęście kasjerka okazuje się być kumatą osobą, dzięki czemu zdążamy zaliczyć sklep i knajpę gdzie zjadamy zapiekankę i hyc na peron.
Znów mamy chlewnię. Kibel oświetlony tymi małymi żaróweczkami - ach, jak ja kocham ten półmrok. Trasa szybko zleciała. We Wrocku wysiadamy służbowymi drzwiami, żegnamy Grześka i jego mamę i pędzimy na szynobus którym jedziemy na Nowy Dwór. Spacer do Lidla i wizyta u Klozego w kajucie.
Tu zaczyna się kolejne przekopywanie plecaka -
Łukasz, czego szukasz? Modem... Chyba zapomniałem go zabrać z szunobusa w Kłodzku - na szczęście przytomny Kloze uratował modem. Czemu?
Bo mógł 
Czas biegnie nieubłaganie. Idziemy na stację Wrocław Kuźniki:

Jest już ciemno i zmęczenie daje znać o sobie. Qpsztal wszedł w fazę REM i na pytanie "czemu?" nie odpowiada już "bo mogę"

Teraz już nie musi niczego szukać w plecaku, bo wygląda tak jakby sam w sobie się zagubił

Ale na szczęście jest zwarta PeKiPa, która kolegi w biedzie nie zostawi. Jakoś dojeżdżamy do Wrocka, robimy przesiadkę i w TLCe już na spokojnie możemy usiąść, zjeść, wypić no i odespać co nie co.
7 minut przed planem jesteśmy na Zachodniej - co za chaos na kolei! Jedziemy na Centralny gdzie można się odświeżyć i coś zjeść. Ja wybieram się do tych sławnych kibelków za 2 złete, gdzie fototapety wkręcają fajny klimat - mnie trafiła się całkiem fajna kabina:

By zmitrężyć czas idziemy do linii metra:

Fotka pod PKiN i hyc na Śródmieście gdzie prosto z marszu wbijamy się do Flirta - o mały włos Radek prawie by został na peronie, drzwi go trochę zgnietły, ale jakoś cało z tego wyszedł. Jedziemy. Zapowiedzi ogłaszają "Warszawa Powiśle", potem "Warszawa Stadion" - dziwimy się z Klozetem - O! Staje na już na Stadionie? Chwilę później znów się dziwimy, gdy pociąg w wolnym tempie mija perony bez zatrzymywania się:)
Na Wschodnim Andrzej idzie do klopa - ta atrakcja kosztuje 2,50 zł (a mówią że po tej stronie Wisły to jest Polska B) i jak domyślam się fototapet z dziewczętami raczej tam nie było

Robimy jeszcze przerwę na papierosa za jakimiś barakami. Po chwili wbija w to miejsce wolne od monitoringu jakiś ziomek z piwkiem i zagaduje do nas. Okazuje się, że w pewnym sensie jest to 'kolega po fachu' Łukasza - przemiły pan, też coś zgubił i nie może tego znaleźć. Wczoraj popił z kumplami i że już miał dość, postanowił skitrać pod drzewem butelkę spirytusu. Wrócił po nią dziś rano, ale zapomniał które to było drzewo:) Tym czasem i Qpsztal ma zagwozdkę - co tym razem zgubiłeś? Kartę do bankomatu. Czemu? Bo mogłem

Karta prawdopodobnie została u Klozego w kajucie - pocieszając się tą myślą zmierzamy do TLKi.
Pogoda dopisuje. Jest piękny słoneczny poranek. "Kawa, herbata, napoje..." A piwko pan ma? - Tak, 5 zł! Ho ho, pewnie z pod lady

Zaopatrzenie mamy własne, ale uprzejmy sprzedawca daje nam cynk byśmy uważali na SmOKi. Tak, tak... Wiemy że w świętokrzyskim jest ich sporo - ta wiedza kosztowała mnie 25 zł

Bez większych przygód docieramy do Kielcowa. Ja wysiadam i puszczam chłopaków w dalszą drogę:

Myślę, że Okręg Stu Mostów wystartował z konkretnym impetem i tylko czekać na kolejne przejazdy. Nie będę ukrywał, że liczę na obecność uczestników imprezy na jakiejś ogólnopolskiej PKP-Jeździe.
Dzięki chłopaki za jazdę!